Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

25.10.2013

Najlepszy Przyjaciel Bóg - świadectwo Renaty


 
Długo zabierałam się do tego, aby napisać swoje świadectwo. Jednak kończy się pomału Rok Wiary i nie ma co czekać z głoszeniem Bożego Miłosierdzia.
Moje dzieciństwo upłynęło w katolickiej rodzinie, gdzie coniedzielna Msza była normalnością. Chodziłam na październikowy Różaniec, Roraty, Drogi Krzyżowe, wszelkie święta. Było to normalnością. W liceum zaczęliśmy jeździć na rekolekcje dla animatorów organizowane przez naszego proboszcza. Był to czas obfity w Łaski dla nas. Czas wyciszenia, który spędzaliśmy w górach z dala od wielkomiejskiego szumu.
 Jednak wtedy nie doceniałam tego, co tam przeżyliśmy...
    Coś się zmieniło w moim życiu po zdaniu matury.  Poszłam do pracy,
poczułam „wolność”. Już odpowiadałam za siebie i uważałam, że teraz
rodzice nie mogą mi niczego zabronić, zarabiam i mogę robić co chcę. 
Może to się wydawać dziwne, ale  po części czułam jakiś żal, że dopiero
teraz zaczynam smakować życia, później niż moi rówieśnicy.

Życie, które dawało złudne poczucie szczęścia.

   Nadal chodziłam do kościoła , ale coraz częściej tylko dlatego, że rodzice
chcieli. Po jakimś czasie doszło do tego, że wychodziłam do kościoła,
ale wcale nie byłam na Mszy, byle tylko rodzice myśleli, że byłam.
Gdy pracowałam w niedzielę, to już czułam się usprawiedliwiona z mojej
nieobecności na Mszy.  I tak upływało 7 lat mojego życia. Ciągłe imprezy,
alkohol, nawet narkotyki, papierosy było nieodłączną częścią zagłuszenia
tej pustki, jaką miałam w sercu.  Nic mi się nie układało. Zawaliłam studia.
Związki z chłopakami były nie udane, byłam wykorzystywana i ja zapewne
też wykorzystywałam innych. W grzechu nieczystości nie widziałam
nic złego, tłumaczyłam sobie, że seks jest normalną potrzebą człowieka
i takie są czasy postępu.  Oczywiście nie spowiadałam się z tego,
bo do Sakramentu Pokuty podchodziłam raz na dwa lata.
W domu bywałam rzadko, ciągłe pretensje rodziców denerwowały mnie
do tego stopnia, że szukałam tylko okazji,  aby nie być w domu.
Moja pycha nie pozwalała przyznać mi się do błędu.
W moim przekonaniu, rodzice mnie nie rozumieli, nie rozumieli młodych ludzi.

   Ale chyba najgorszy czas nastąpił, gdy dostałam pracę, gdzie po roku
awansowałam. Zachłysnęłam się swoją wspaniałością do tego stopnia,
że stwierdziłam, że Bóg nie jest mi w ogóle potrzebny. Wierzyłam w Boga,
ale uważałam, że wszystko mogę sama. Jednak ciągle poszukiwałam
spokoju i szczęścia. Zaczęłam się interesować parapsychologią, NLP, jogą.
NLP wpajało mi, że wszystko mogę sama, że cała siła jest w moim umyśle.
Przywoływałam duchy astralne, próbowałam przepowiadać przyszłość,
czytać w myślach, ćwiczyłam świadomy sen, używałam metody Silvy,
wywieranie wpływu na innych, czytałam horoskopy, medytowałam,
otwierałam kanały energetyczne,  szukałam wskazówek w poradnikach
o Samouzdrowieniu, samoakceptacji. Moc jest w tobie. Wszystko chciałam
sama, wierzyłam tylko we własne siły.

   Tak działa szatan, osiąga on sukces wtedy, kiedy myślimy,
że  jego nie ma.
Nie interesowałam się skąd te nauki pochodzą, wszystko było pod
przykrywą reklamy, osiągnięcia sukcesu w życiu prywatnym, zawodowym,
osiągnięcia  szczęścia i spokoju.

Nic bardziej mylnego.

   Przed dwu laty coś zaczęło się ze mną dziać. Nie mogłam spać, budziłam
się kilka razy w nocy. Byłam ciągle nerwowa, miałam niewytłumaczalne lęki.
Miałam koszmary. Straszyło mnie w nocy, podczas snu i na jawie.
Ktoś chodził mi po pokoju w nocy.  Przedmioty same spadały z półek.

   Miałam takie koszmary, że coś mnie dusi, budzę się idę do rodziców,
opowiadam im to i znowu idę spać i znowu coś mnie dusi. Budzę się ponownie.
Okazało się, że cały czas śniłam. Coś mnie dusiło w nocy, widziałam
straszne postacie, ich przeraźliwy śmiech. Doszłam do tego stanu,
że byłam uzależniona od środków uspakajających. Przed snem brałam
tabletki, po przebudzeniu również i w czasie dnia, byle tylko uwolnić się
od lęków i tych koszmarów.
Popadałam w depresję, nie byłam w stanie normalnie funkcjonować.
Myślałam, że to przez stres w pracy, za dużo obowiązków. Jednocześnie
szukałam pomocy, ukojenie znajdowałam w alkoholu, poradnikach
o samouzdrowieniu. Dalej trwałam w tym, że sama z tego wyjdę.
W tamtym momencie nie myślałam, że szatan może mnie tak atakować.
A pomocy u Boga nie szukałam.

   Aż do momentu krytycznego, gdzie zwolniono mnie z pracy w marcu.
Pozostałam z długami, bez pracy.
Z perspektywy czasu wcale się nie dziwię, że mnie zwolniono, lecz wtedy
uważałam się za człowieka sukcesu. Moje ego zostało urażone.

   W tym momencie z płaczem zaczęłam zwracać się do Boga, powoli
zaczęło do mnie docierać co robiłam, coś w moim sercu drgnęło.
Przyszłam do Boga jak marnotrawny syn.  Poszłam do spowiedzi
( jeszcze nie generalnej), zaczęłam uczęszczać na Msze, modliłam się,
lecz w sumie nie wiedziałam co ze sobą  zrobić jak mam do Boga mówić.
Uchwyciłam się modlitwy codziennie o godzinie 15 odmawiałam
Koronkę do Miłosierdzia Bożego, choć często z wyrzutami, nie czując nic,
załamana. Odmawiałam i błagałam o zlitowanie się nade mną.
Różne uczucia mną targały jednak modlitwa o 15 była moim
punktem odniesienia.  Powoli moje serce było przygotowywane.
Ukojenie znajdowałam w Księdze Psalmów. Nie zawsze je rozumiejąc,
ale dawały mi spokój w sercu.
W tym czasie odstawiłam tabletki uspakajające.
Wers z Psalmu 23 „Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę,
bo ty jesteś ze mną” towarzyszył mi co dzień i przynosił spokój.
W tym czasie zaczynam się uczyć pokory i zaufania Bogu. Po dwóch
miesiącach znalazłam pracę , zaczęłam się spotykać z  chłopakiem,
uważałam, że wszystko się ułoży. W połowie czerwca zaczęłam
odmawiać nowennę do św. Józefa o dodatkową pracę, abym mogła wyjść
z problemów finansowych.

   Bóg wysłuchał mojej prośby jednak w przedziwny dla mnie sposób.
Ostatniego dnia nowenny zadzwoniono do mnie z dotychczasowej pracy...
że jednak nie pracujemy w wakacje.
Tego samego dnia zerwał ze mną chłopak.
Chyba dzięki tej nowennie przyjęłam to spokojnie. Tego dnia zostałam
powalona na ziemię.
W tym całym osamotnieniu (moi znajomi się ode mnie odwrócili).
Tego dnia tak przywalona problemami, za ostatnie swoje pieniądze
pojechałam do Częstochowy ( mam 160 km). 
Nie miałam już sił na nic, nic mi nie zostało, jak tylko zwrócić się
do Najświętszej Matki, aby wskazała mi drogę.
Spędziłam tam wieczór w samotności z Nią Najukochańszą na Różańcu,
wylałam przed nią cały mój ból, moje problemy. Wróciłam do domu
spokojna. Nie otrzymałam gotowego planu na życie, nie wygrałam w totka,
nie zostałam zasypana propozycjami pracy. Jechałam do domu jakby
Najukochańszy Przyjaciel zapewnił mi, że wszystkim się zajmie,
nie zdradzając szczegółów.

   W niedzielę poszłam na spotkanie parafialne. Podczas, którego wygrałam
różaniec. Nie zastanawiałam się już więcej, po prostu zaczęłam odmawiać
Różaniec, a dokładniej Nowennę Pompejańską. Odbyłam spowiedź generalną.
I od tej chwili wszystko zaczęło się zmieniać, zdarzały się małe i większe
cuda Największym darem, jaki otrzymałam to możliwość wyjazdu
na Rekolekcje Narodowe na stadionie w Warszawie.

   Oczywiście w dziwny sposób. W pierwszym tygodniu lipca dołączyłam
do grona modlących się w naszej właśnie wspólnocie Modlitwa Wstawiennicza.
Gdzie dostałam mailem informację o możliwości otrzymania biletu na
rekolekcje narodowe. Wszystko zostawiłam Bogu, powiedziałam, że jeśli
On będzie chciał żebym pojechała do Warszawy, to niech będzie Jego wola.
Mnie nie było stać na zakup biletu więc to była jedyna droga.
Gdy otrzymałam informację, że bilet został mi przyznany ucieszyłam się,
ale zarazem przestraszyłam się trochę ponieważ nie stać mnie było na wyjazd.
Znowu powierzyłam Bogu tą sprawę, że jeśli mam jechać to powierzam Mu
sprawę z wyjazdem. Jakież było moje zdziwienie, gdy na następny dzień,
kolega zadzwonił do mnie z informacją, że przywiezie mi pieniądze,
bo słyszał o mojej  trudnej sytuacji. Rozpłakałam się, bo wiedziałam,
że to była interwencja Boga. Oczywiście pojechałam na rekolekcje
w ogóle nie wiedząc, co tam będzie się działo, jak to będzie wyglądało,
kto będzie. I tam na stadionie czekał na mnie Jezus. Czekał z otwartymi
ramionami, aby powiedzieć mi jak bardzo mnie kocha, że chce dla mnie,
jak najlepiej.

   Takiej miłości i pokoju nic nie może dać, największe rozrywki świata
nie są nawet w odrobinie dać takiego pokoju i miłości. Abym była
szczęśliwa i uwierzyła, że On mnie tak kocha, że poświęcił życie dla mnie.
Przebaczył mi wszystko i czeka codziennie w każdym momencie,
aby mógł mi towarzyszyć w moim życiu.
Od tego momentu, czy przychodziły burze, czy radosne wiadomości
zawsze chciałam, aby był przy nich Bóg.
Gdy bywały trudne momenty, Bóg przychodził mi z pomocą. Gdy upadam
On mnie podnosi i pociesza.  Często wołam: Jezu zajmij się tym!
A On nie czeka, nigdy mnie nie zostawia. Tym bardziej chcę, żeby mi
towarzyszył w radosnych chwilach, wiem, że to wszystko od Niego. 
Nawet gdy doznaję jakichś przykrości od ludzi, najważniejszym jest,
że Bóg mnie kocha. Zapraszam Go do każdej dziedziny mojego życia.
Do pracy również ( dostałam ją dwa dni po rekolekcjach), w której
wszystko się układa. Dziękuję Bogu za to, że  postawił na mojej drodze
Wspólnotę Modlitwa Wstawiennicza, za dobro, które z niej płynie.
Dziękuję Maryi za codzienną opiekę nade mną i moją rodziną oraz dary
otrzymane poprzez Nowennę Pompejańską.
Za pomoc rodziców w rozwiązaniu problemów finansowych.

  Myślę, że będzie jeszcze czas, aby podzielić się Dobrą Nowiną
na tej stronie.

Wiem, że to początek mojej drogi i będę miała może i większe problemy,
większe pokusy, jednakże chcę być blisko Jezusa i Maryi, w codziennym
Różańcu oraz w Eucharystii, w Piśmie Świętym. Uczyć się pokory,
ufności i miłości.

Proszę was również o modlitwę za mnie o Wiarę, Nadzieję i Miłość!

Z Panem Bogiem

Renata

2 komentarze:

  1. Renato - Twoje świadectwo porusza do głębi.
    Niech Ci Bóg błogosławi.

    Jola

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne świadectwo!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.