Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

20.09.2015

"Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!" (Mk 9, 35).



  W czytaniach na XXV niedzielę zwykłą Kościół zaprasza nas do medytacji i wprowadzenia w życie jednego z najważniejszych praw rządzących Królestwem Bożym: prawa posługi, będącego konkretyzacją prawa miłości.

  W dzisiejszej Ewangelii spotykamy Jezusa w drodze. Razem z uczniami wędruje On przez Galileę do Kafarnaum. Dla Jezusa jest to ważny moment, który chce spędzić z uczniami, bez obecności tłumu, ponieważ chce powiedzieć im rzeczy, które tylko uczniowie mogą usłyszeć. Można powiedzieć, że głosi im „rekolekcje zamknięte”, będące istotnym elementem ich formacji duchowej. Dla właściwego przeżycia tego rodzaju wydarzenia, niezbędnego da każdego chrześcijanina, który chce doświadczyć bliskości Pana i Jego Słowa, potrzebne jest wycofanie z życia, wolność od codziennych obowiązków i cisza, w której Duch Święty  przemawia do naszych serc.

  W tym przypadku Jezus po raz wtóry wprowadza uczniów w istotę swojej misji: «Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie» (Mk 9, 31). Kolejny raz Jezus mówi o sobie „Syn Człowieczy” kontekście misterium paschalnego, przez które dokona naszego całkowitego wyzwolenia z więzów śmierci i mocy Szatana. Już sam ten tytuł może dla nas mieć sens zbawczy, gdy będziemy go interpretować, myśląc o Synu odwiecznym Ojca, który stał się człowiekiem dla naszego zbawienia. Jak uczy św. Paweł, w Swym pięknym Hymnie:

„On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka,
uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci -
i to śmierci krzyżowej.

Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył
i darował Mu imię
ponad wszelkie imię,
aby na imię Jezusa
zgięło się każde kolano
istot niebieskich i ziemskich i podziemnych.
aby wszelki język wyznał,
że Jezus Chrystus jest PANEM-
ku chwale Boga Ojca (Flp 2, 6-11).

  Jezus  w takim właśnie sensie pojmował swoją mesjańską tożsamość i kategorycznie odrzucał wszystkie militarne i polityczne wizje mesjasza wyzwoliciela, które królowały w sercach uciemiężonych przez Rzymian członków Narodu Wybranego. Swoją drogą warto nauczyć się tego hymnu na pamięć i modlić się nim, gdyż jego medytacja harmonizuje naszą duchową postawę z autentyczną duchowością Pana Jezusa, przez co upodabnia nas do Niego i otwiera na Jego uświęcającego Ducha.

  Jednak i tym razem uczniowie nic nie rozumieją. Co więcej, boją się poprosić nauczyciela o jakiekolwiek wyjaśnienie. Strach, jak wiemy z księgi Rodzaju, jest stanem wynikającym z poczucia winy i braku zaufania do Stwórcy:  „Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu. Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: «Gdzie jesteś?» On odpowiedział: «Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się»” (Rdz 3, 8 – 10). Uczniowie, po wcześniejszym, być może szokującym dla nich, doświadczeniu Piotra, który w podobnych okolicznościach rzucił wyzwanie Chrystusowi i został nazwany „Szatanem” (por. Mk 8, 31 – 33), nie chcą podzielić jego nieprzyjemnego doświadczenia. W sercach, nadal poddanych „szatańskiej” wizji mesjasza – wyzwoliciela i pogromcy Rzymian, odrzucają słowa Mistrza i chowają się za bezpiecznym murem milczenia. Ich stan duchowy jest gorszy niż poprzednio, przez co nauczanie Jezusa staje się de facto bezowocnym monologiem. Mimo, że fizycznie wędrują razem, to duchowo idą osobno, drogą inną niż ich Nauczyciel: On zmierza do Jerozolimy, na Golgotę, gdzie będzie wywyższony na krzyżu, oni też ku wywyższeniu, lecz na „bardzo wysokiej górze”, uwiedzieni przez Szatana ukazującego im „wszystkie królestwa świata, oraz ich przepych” (por Mt 4, 8), które ich zdaniem nastąpią, gdy Jezus wreszcie publicznie ogłosi, że jest oczekiwanym Mesjaszem i zrobi to, czego się od Niego oczekuje.

  Wreszcie docierają do Kafarnaum i wchodzą do domu. Wędrówka chwilowo jest zawieszona, ale nauczanie Jezusa nabiera intensywności. Pan przejmuje inicjatywę. Z pytania, które stawia uczniom  wynika, że w swoim gronie toczyli ożywioną dyskusję, z której On był wyłączony: „Gdy był w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy” (Mk 9, 33 – 34). Warto zwrócić uwagę na pytanie Jezusa. Odnosi się on do rozmowy uczniów „ w drodze”. Nie jest to stan łaski, jaki będzie udziałem uczniów wędrujących do Emaus, którzy byli otwarci na słowa Zmartwychwstałego (por Łk 24, 13-35), ale wręcz przeciwnie, przypomina słowa Jezusa z przypowieści o siewcy: „Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedno padło na drogę; i przyleciały ptaki, i wydziobały je” (Mk 4, 3 – 4). Sam Jezus tłumaczy je następująco: „Siewca sieje słowo. A oto są ci [posiani] na drodze: u nich się sieje słowo, a skoro je usłyszą, zaraz przychodzi szatan i porywa słowo zasiane w nich” (Mk 4, 14-15). Uczniowie Jezusa są celem nieustannych ataków diabła, który na wszelkie sposoby usiłuje zniszczyć Słowo zasiane w ich sercach, kusząc ich tak, jak kusił Jezusa. Podczas, gdy wobec Pana poniósł on całkowitą klęskę, to w stosunku do Jego uczniów zdaje się odnosić pewien sukces, czego dowodem jest pełne ich lęku milczenie, znamionujące duchowe rozdzielenie z mistrzem.

  Warto w tym miejscu zatrzymać się na chwilę nad sposobem i owocami działania diabła, które wyrażone jest już w tym samym w samym jego określeniu, które w NT występuje 32 razy i streszcza wszystkie inne jego określenia. „Jego etymologiczny rdzeń implikuje element podziału i oddalenia, wyrażony zarazem przez przyimek Dia (połączony z czasownikiem wskazuje na podział, przeciwstawienie rywalizację) i czasownik ballo (rzucam coś, nie przejmując się, gdzie upadnie). (…) Taki jest głęboki sens tego, co diabelskie: podział, oddalenie, które powoduje utratę wartości i znaczenia, wraz z odcieniami,  jakie pociąga za sobą to rozłączenie, czyli oszustwem i oskarżeniem. Owocem takiego podziału jest grzech” (Ojciec Raffele Talmelli i Luciano Regolo „Diabeł” Rozpoznać jego uwodzenie, bronić się przed jego atakami”. W tym sensie można rozumieć ostrzeżenie św. Piotra: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć” (1P 5, 8). Działanie Szatana podobne jest bowiem do sposobu polowania lwa, który krąży wokół stada, wypatruje słabsze osobniki, stara się oddzielić je od reszty, a następnie osacza je i zabija. 

  Uczniowie odpowiadają na pytanie Jezusa milczeniem, ponieważ boją się Jego reakcji. W ich szeregach diabeł zasiał ziarno niezgody, które wydało owoc podziału, objawiającego się kłótnią; owoc tym bardziej obfity, że wyrósł na glebie ich serc bogatej w pychę i chęć dominacji jednych nad drugimi. Apostołowie sprzeczają się kto jest największy, już teraz dzieląc między sobą zaszczyty i władzę, która ma na nich spłynąć, gdy ich Mistrz objawi się jako Mesjasz. Wędrowali razem z Jezusem; słuchali Jego nauki o Królestwie Bożym i widzieli znaki, jakie czynił, co więcej, sami uzdrawiali i wypędzali złe duchy w Jego imię, a teraz gdy weszli razem Nim do domu, są dalej od Niego niż kiedykolwiek. Św. Jakub jasno uczy w dzisiejszym, drugim czytaniu: „Gdzie bowiem zazdrość i żądza sporu, tam też bezład i wszelki występek” (1 Jk 3, 16). Trzeba przyznać, że –  jak wynika z dzisiejszej Ewangelii – tak on sam, jak i pozostali uczniowie mimo, że wędrowali z Jezusem, to znajdowali się na przestronnej drodze, która prowadzi do zguby (por Mt 7, 13). W tym miejscu nasuwają się słowa Pana, które wypowiedział, odnosząc się do ściśle zdefiniowanej grupy Jego uczniów, którzy żyli, żyją i będą żyli na tym świecie, aż do skończenia świata, kiedy to Chrystus przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych: „Nie każdy, który Mi mówi: "Panie, Panie!", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: "Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia, i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia? "Wtedy oświadczę im: "Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!" (Mt 7, 21).

 Reakcja Jezusa na zachowanie uczniów jest natychmiastowa: „On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich”( Mt 9, 35). Czynności, które wykonuje Pan wskazuje na działanie nauczycielskie o szczególnej wadze. Podobnie postąpił, gdy miał wygłosić kazanie na górze, uważanej za kodeks moralności chrześcijańskiej (por. Mt 5, 1-2). Zatem słowa, które Zbawiciel za chwilę wygłosi będą szczególnie ważne dla całego Jego nauczania. Jednocześnie uderza fakt, że mimo, iż pomieszczenia w ówczesnych domach nie były przestronne, Jezus „przywołuje” do siebie Apostołów. W ten sposób św. Marek chce raz jeszcze podkreślić oddalenie, wyobcowanie duchowe najbliższych uczniów i „współpracowników” Jezusa. Musimy zdać sobie sprawę z samotności Jezusa, która jest istotnym elementem jego codziennego krzyża. Zewsząd otaczają go wrogowie, którzy czekają tylko na jedno nieostrożne słowo, czy gest, aby go oskarżyć, uwięzić i stracić – co istotnie będzie miało miejsce; Jego rodzina jest zdezorientowana i najchętniej zabrałaby Go do domu, chroniąc w ten sposób przed oskarżeniami o chorobę psychiczną, opętanie przez Szatana, czy świadome bluźnierstwo przeciw Najwyższemu; ukochani uczniowie, których On nazwał matką i braćmi (por Mk 3, 35) kompletnie nie rozumieją istoty Jego zbawczej misji, boją się Go i pokątnie kłócą się między sobą, kto z nich jest najważniejszy i komu przypadną największe zaszczyty w Jego królestwie. Taka samotność po ludzku boli i tylko całkowite zjednoczenie z Ojcem, którego Jezus szuka w modlitwie, przynosi Mu ukojenie. Jednak w godzinie największej próby, gdy będzie konał na krzyżu, zelżony przez triumfujących wrogów i porzucony przez przerażonych i rozczarowanych uczniów, również i ta pociecha będzie Mu odebrana, aby Jego ofiara miłości była pełna i doskonała, również w ludzkim wymiarze…

  Jezus, który doskonale zna myśli i stan ducha swych Apostołów niczego bezpośrednio im nie wyrzuca i nie potępia ich postawy. Składa im natomiast propozycję powrotu na właściwą drogę, którą powinien podążać każdy Jego uczeń: „«Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!» (Mk 9, 35). Głęboki, paradoksalny sens tej wypowiedzi wpisuje się w logikę nauczania Jezusa będącego reakcją na odrzucenie pierwszej zapowiedzi Jego tajemnicy paschalnej. Poprzednio Zbawiciel również przywołał do siebie uczniów, tym razem z tłumem, i powiedział: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Mk 8, 34). W obu przypadkach istotne jest wyrzeczenie się dotychczasowego sposobu rozumowania, oraz kryterium oceny wartości oferowanych przez świat i upodobnienie się do Jezusa w myśleniu i działaniu. W Ewangelii św. Mateusza Jezus tłumaczy uczniom: „Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20, 26 – 28). Syn Człowieczy ogołocił samego siebie, stał się człowiekiem, przyjął postać sługi i dał swoje życie na okup za wielu – w ten sposób wyraził swoją miłość i całkowite posłuszeństwo Ojcu. Jeżeli chcemy być Jego uczniami, braćmi i w jedności z Nim radować się chwałą nieba, musimy na Jego wzór zaprzeć się samych siebie i jak On służyć Bogu, przez konkretną posługę bliźniemu, czyli każdemu człowiekowi bez wyjątku, również, a może szczególnie tym, którzy są wobec nas nieuprzejmi czy wręcz wrodzy i skrzywdzili nas w przeszłości albo nadal to robią. Ta posługa powinna wyrażać się w każdym przejawie naszego istnienia: czynach, słowach i myślach. Jezus uczy nas jednoznacznie, nie czyniąc żadnych wyjątków od tej reguły: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają” ( Łk 6, 27). Szczególnym rodzajem posługi jest przyjęcie cierpienia, które nam się przydarza jako dar i ofiarowanie go, przez ręce Maryi, Jezusowi. Chociaż jednym przychodzi to łatwiej, a dla drugich jest nieznośnym ciężarem, przed którym często się buntują i odrzucają go ze niechęcią, to posługa jest zadaniem każdego chrześcijanina. Gdyby bowiem krzyż był tylko przyjemnością, nie byłby krzyżem. Jednak na pewnym poziomie, każdemu z nas, według swej niezgłębionej mądrości, Pan Bóg daje wewnętrzne przeświadczenie, że nasze cierpienie ma sens i wsparcie duchowe, które u niektórych, wybranych ludzi staje się źródłem niewypowiedzianego szczęścia i doświadczeń mistycznych. Świadectwo ich życia upewnia nas, że gdy w posłuszeństwie Bogu przeżywamy nasze życie we wszystkim, co nam przynosi, idziemy drogą wytyczoną przez Jezusa w jedności z Nim, a nie – jak uczniowie z dzisiejszej Ewangelii – obok Niego. Św. Ojciec Pio pisał 6 maja 1913 w jednym ze swoich listów: „Cierpię i chcę cierpieć coraz więcej, czuję że spalam się i chcę spalać się coraz bardziej. Pragnę śmierci tylko dla zjednoczenia się nierozerwalnymi więzami z Boskim Oblubieńcem. A mimo to pragnę żyć, tak by ciągle cierpieć coraz bardziej, od czasu gdy Jezus dał mi zrozumieć, że cierpienia są niezbitym dowodem miłości” (Listy Ojca Pio, t. 2, oprac. M da Pobladura, A. da Ripabottoni). Święta Gemma Galgani tak pisała: „Jak to robić: widzieć cierpiącego Jezusa i nie pomóc Mu? Poczułam się wówczas cała ogarnięta wielkim pragnieniem cierpienia i poprosiłam Jezusa, aby wyświadczył mi tę łaskę. Od razu mnie zadowolił i uczynił tak, jak to robił już wcześniej: podszedł do mnie, zdjął sobie z głowy koronę cierniową i włożył ją na moją głowę, a potem mnie zostawił w spokoju” (Il Diario di Santa Gemma Galgani).

  Jezus dla dopełnia swojej nauki przywołuje do siebie dziecko, które z racji wieku roli w społeczeństwie jest osobą de facto zajmującą w nim ostatnie miejsce i, jak pisze św. Marek, stawia je en meso auton, „po środku nich”, czyli na miejscu zajmowanym zwykle przez nauczyciela. Następnie obejmuje je i tym symbolicznym gestem wskazuje na wieź z tym dzieckiem. W ten sposób w pełni się z nim utożsamia i wskazuje je w pewnym sensie jako siebie samego. Następnie Pan posługuje się swoistym sylogizmem, w którym przyjęcie, wejście w relację miłości i służby, czy wreszcie upodobnienie się w swojej postawie do z osoby wyrzuconej na margines społeczeństwa i pozbawionej praw, jest przyjęciem samego Boga: «Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał» (Mk, 9, 37). Wówczas słuchający Jezusa staje się Jego prawdziwymi uczniami, z którym utożsamia się On, a w Nim Ojciec: „Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał” (Mt 10, 40). 

                                                                           Arek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.